wtorek, 30 grudnia 2014

PRZYPADEK NIE- WYPADEK/ HEAN, Peeling cukrowy do Ciała + Życzenia Noworoczne dla Was

 W pierwszej kolejności chciałabym Was serdecznie przeprosić za moją długą nieobecność, natłok przedświątecznych zdarzeń, pracy i biegania po rodzinie sprawił, że na chwilę zapomniałam o blogu. Zdaję sobie sprawę ze swojej ignorancji w kwestii np. nie złożenia Wam życzeń świątecznych, jednak nie było to celowe. Dlatego w przeddzień sylwestrowej zabawy chciałam Wam złożyć serdeczne noworoczne życzenia.
Samych sukcesów,
wytrwania w noworocznych postanowieniach, 
Dużo optymizmu, 
Wiary w lepsze jutro,
oraz wszystkiego co w życiu najpiękniejsze.

Przejdźmy jednak do rzeczy...

Tytuł posta tak jak on sam nie jest przypadkowy, produkt, który za moment Wam przedstawię kupiłam raczej intuicyjnie już jakiś czas temu. Jasne, że nie wzięłam go z półki ot tak. Nie sugerowałam się jednak opinią innych, a raczej swoimi własnymi wymaganiami zwracając uwagę głównie na skład.
PEELING CUKROWY DO CIAŁA to produkt polskiego producenta kosmetyków - marki HEAN wchodzącego w skład linii SLIM NO LIMIT, kuracja ujędrniająca.
   Produkt zamknięty jest w prostej, podłużnej, plastikowej tubie zakończonej typowym zamknięciem na "klik". Zielonkawo - srebrne akcenty przypominają wiosenną aurę, dlatego każdorazowo z dużą chęcią po niego sięgam. Urzekający jest również zapach peelingu, taki świeży, limonkowy z lekką nutą czegoś rozgrzewającego. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy kocha takie zapachy, jednak dla mnie jest całkiem przyjemny.


   W kwestii konsystencji, w końcu nie mam się do czego przyczepić. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mieszanka cukru i złuszczających drobin ma odpowiednią wielkość ale również ilość. Peeling ma postać żółtej galaretowatej masy,dzięki czemu jest całkiem wydajny. W składzie nie ma parafiny, co ostatecznie zachęciło mnie do kupna. Odstrasza mnie oblepione, śliskie ciało po użyciu produktów z zawartością parafiny. Tutaj tego nie ma, więc tym bardziej się ciesze.


Peeling spełnia swoje zadanie jak dla mnie w 100%, oczywiście mówię tu o złuszczaniu, bo co do ujędrniania, nikt chyba nie dał by się nabrać. W moim przypadku głównym powodem używania peelingów są wrastające włosy na nogach, i dzięki firmie HEAN problem ten powoli odchodzi do lamusa. W zasadzie już po pierwszym użyciu zauważalne jest dobre złuszczenie martwego naskórka, skóra staje się gładka. miękka i przyjemna w dotyku.Tak jak wspomniałam wcześniej cudów w temacie ujędrniania nie spodziewałam się i takowych nie ma, nie zauważyłam, choć nie specjalnie się przyglądam.


Bardzo dużym plusem jest cena peelingu. Za 200 ml naprawdę dobrego produktu, w drogeriach zapłacimy około 9-10 zł.
    W serii Slim No Limit znajduje się również peeling solankowy, którego również jestem ciekawa, ale ze względu na fakt mojej bardzo wrażliwej skóry nieco się go boję.
Sumując, bardzo mocno polecam produkt firmy HEAN,  jego cudowne działanie, jakość i cena na pewno skłoni mnie do jego ponownego zakupu.

Ciekawa jestem czy w Waszych łazienkach gościł ten peeling i jakie macie o nim zdanie. A może posiadacie Solankową wersję i dzięki Wam uda mi się do niego przekonać.
Czekam na Wasze komentarze.

Całuję, Monika :)

środa, 17 grudnia 2014

DOCENIONY PO CZASIE.../ZIAJA, krem do rąk do skóry suchej, zniszczonej

   Kilka lat temu moja skóra dłoni została totalnie zmasakrowana, oczywiście przez moją własną głupotę. Przyznaję się bez bicia, chodziłam wtedy całą zimę bez rękawiczek i skutek jest taki, że do momentu pierwszych nawet najmniejszych mrozów moje dłonie są spierzchnięte, suche, chropowate.
   W tym roku postanowiłam jednak porządnie wziąć się za moje łapsztylki, i już od jesieni intensywnie kremowałam je Ziajką, którą posiadałam już od zeszłej zimy. Wiem, pomyślicie sobie, że strasznie wydajny ten krem, ale muszę Was rozczarować. Nie jestem fanką smarowideł pielęgnacyjnych i zbieram się zawsze do tego jak pies do jeża, ale mus to mus.


   Ziaja/ Krem do Rąk do Skóry Suchej, Zniszczonej to "regenerujący krem do rąk z naturalnym olejem awokado i gliceryną. Zmiękcza spierzchniętą skórę dłoni, odnawia naturalne procesy regeneracji, chroni przed wysuszeniem, poprawia kondycję skóry, zwiększa nawilżenie skóry o 31%."
    Krem Ziaja zamknięty jest w bardzo prostym i jak się początkowo wydawało wygodnym opakowaniu. Trochę inaczej sprawa się ma podczas wykończenia produktu, gdzie radzić należy sobie palcem, wydłubując krem ze środka. 
   Konsystencja dość lekka, niezbyt gęsta, ale krem nie przelewa się przez palce. Z łatwością wsmarowuje się w skórę i szybko wchłania. Coś co mnie urzekło to zapach. Nie wiem czemu i skąd mi się to wzięło, ale ja wyczuwam tam nutkę kokosa zmieszaną z delikatną wonią kwiatową.
   Jestem naprawdę zadowolona z działania tego kremu.  Pomimo tego, że jeszcze nie nastąpiły przerażające mrozy ja i tak widzę diametralną poprawę kondycji skóry moich dłoni. Jest gładka, mięciutka, idealnie nawilżona, jednym słowem zregenerowana. Nie wierzyłam w to, że sam krem może zdziałać takie cuda, obawiałam się, że będę musiała biegać na milion zabiegów do kosmetyczki, które odbudują moje dłonie. A tu taka niespodzianka...
   Oczywiście w mojej kieszeni kurtki znajdują się cieplutkie rękawiczki, których używam w obecnym czasie nawet jeśli temperatury sięgają kilku stopni powyżej zera.
Nie pozwolę, aby stan moich dłoni wrócił do poprzedniej postaci, dlatego przykładam dużą wagę do ich pielęgnacji.
    Szczerze, nie orientowałam się w ostatnim czasie czy krem jest jeszcze w ofercie Ziaji, bo tak jak mówiłam używam go od roku. Ale jeśli jest, to mocno Wam go polecam. Ja, zapewne wrócę do tego produktu, jeśli tylko będzie to możliwe.

Ciekawa jestem  czy miałyście styczność z tym kremem, i czy u Was się sprawdził? A może macie swoich innych ulubieńców wśród kremów do rąk, którzy są profesjonalistami w przywracaniu im życia? Chętnie skorzystam z Waszych porad.

Pozdrawiam,
Monika :)

P.S. A w tle moja tegoroczna obsesją świąteczna - Reniferos w brokacie :)


URODZINOWO - GWIAZDKOWE PRAGNIENIA

   W kwestii prezentów, które mogłabym dostać w tym roku rozrzutna nie jestem. Mam konkretne marzenia, które mam nadzieję już za kilka dni chociaż w połowie się spełnią. I nie będą to tylko te z kategorii kosmetycznych. Moje plany sięgają również nieco dalej...
  W związku z tym, że już 20 grudnia będę obchodzić swoje 30 urodziny, postanowiłam wymyślić prezent, na który złożyć by się mogło więcej osób z rodziny, a mógłby służyć mi na całe lata. Szczegóły jednak później...
   Poznajcie więc moją urodzinowo- gwiazdkową listę wymarzonych prezentów.



1. ZOEVA, Rose Golden Luxury Set

 No tak , wiem, jestem nieco opóźniona, bo pewnie większość z Was już je posiada. Ja czekałam i czekałam i doczekać się nie mogłam kiedy w końcu uda mi się podjąć tą jakże ważną decyzję. Fart chciał, że mój Luby nie do końca wiedział co i jak z prezentem świątecznym dla mnie, więc napomknęłam mu, skromnie wysyłając linka z pędzlami. Już teraz wiem, że pod choinką będą na mnie czekały, z czego się bardzo cieszę.

2. THE BALM, MARY LOU MANIZER 

W tym temacie mogłabym się powtórzyć, co do opóźnienia. Jednak jestem tylko skromnym pedagogiem i często kupuję coś kosztem czegoś, szukając zamiennika. Marzę o cudownym roświetlaczu jakim jest Mary Lou Manizer i panuję może podsunąć pomysł swojej przyjaciółce, choć nie wiem czy nie przesadzę cenowo...


3. SUSZARKA DO WŁOSÓW, np. REMINGTON


Nie ukrywam, przydałaby mi się nowa suszara. Moja aktualna, jest w stanie rozpadu, chociaż jeszcze całkiem na chodzie. Bardzo lubię firmę Remington i nie mam z nią złych doświadczeń, dlatego będę wierna i skuszę się jednak na nią. Myślę jednak, że sprezentuję ją sobie sama, bo już od dawna noszę sie z zamiarem tego zakupu. A kto powiedział, że na urodziny nie można sprawić prezentu samemu sobie?

4. KOLCZYKI

Niekoniecznie te na zdjęciu. Potrzebuję srebrnych kolczyków do noszenia na co dzień. Powinny być wygodne, lekkie, nie zaczepiające się. Ot, tyle moich wymagań w tym temacie :)

5. DODATKOWE GODZINY JAZD

Nadszedł czas na punkt kulminacyjny marzeń prezentowych. Z okazji okrągłych urodzin podjęłam decyzję, że jeden z prezentów będzie składkowy- wieloosobowy, dlatego zażyczyłam sobie coś, co będzie dla mnie bardzo ważne i przyda mi się na przyszłość. Tak jak w tytule, nie jest to typowy kurs prawa jazdy, bo takowe posiadam już od czterech lat,  ale faktem jest, że za kółko wsiąść się boję. Niestety...nie praktykowane umiejętności zanikają w moim przypadku. Powiem Wam w sekrecie, że mam mieszane uczucia, z jednej strony szaleję z radości, że już niebawem będę mogła dojechać do pracy autem, z drugiej jestem lekko przerażona patrząc co aktualne dzieje sie na łódzkich ulicach. Bądźmy jednak dobrej myśli.

   Same widzicie, że lista moich życzeń nie jest ilościowo zbyt wymagająca.Wiem, kasowo, być może przesadziłam, ale trzydzieste urodziny ma się tylko raz w życiu.

   A jak z Waszymi życzeniami gwiazdkowymi? Co ucieszyło by Was najbardziej? Być może wśród waszych marzeń znajduje się coś z mojej listy?

Pozdrawiam,
Monika :)
    

środa, 3 grudnia 2014

ULUBIEŃCY LISTOPADA

   Po denkowym poście sumującym listopad nadszedł czas na produkty, które zachwyciły mnie w poprzednim miesiącu. Wybrałam kosmetyki, których rzeczywiście używałam najczęściej i bez których nie wyobrażałam sobie normalnego funkcjonowania na co dzień. W kolekcji najlepszych z najlepszych znalazły się produkty zarówno z kolorówki jak i pielęgnacji. Zapraszam więc do czytania i oglądania.


1. LIRENE TONIK 3 w 1/ WYBIELANIE 
    Posiadam go dość długo, ale dopiero teraz odkryłam jego pozytywną moc. Genialnie usuwa pozostałe zanieczyszczenia po wcześniejszym demakijażu i oczyszczeniu skóry żelem. Daje się również zauważyć wspomniane przez producenta wybielanie. Moje lekkie przebarwienia jakby znikają bezpowrotnie, co mnie bardzo cieszy. Dodatkowym plusem jest fakt, że tonik bardzo szybko się wchłania. W sumie, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę zwracała uwagę na takie szczegóły, ale komfort dość szybkiej, wieczornej pielęgnacji staje się dla mnie coraz ważniejszy. Ahhh, i cudownie świeżo pachnie, co potęguje uczucie przyjemności podczas jego stosowania.

2. BODY CLUB, KĄPIEL DO STÓP, MUSUJĄCE TABLETKI
   Cotygodniowa pełnowymiarowa pielęgnacja stóp to dla mnie gehenna. Nie cierpię tego robić, ale wiem, że muszę. Tabletki kupiłam w Biedronce i nie mam pewności czy są nadal dostępne. Jednak gdybyście miały okazję je nabyć to serdecznie polecam. Z uwagi na nieciekawy stan moich stóp szukałam czegoś, co ułatwi mi ich pielęgnację. Zakup był strzałem w dziesiątkę, idealnie zmiękczają naskórek, co zdecydowanie skraca czas tarcia tarą do pożądanego efektu. Producent twierdzi, że produkt również przyspiesza regenerację naskórka, i chyba coś w tym jest, bo moje stopy od czasu jego używania stały się jakby mniej wymagające.

3. OCEANIC, LONG 4 LASHES
   Szczerze mówiąc nie pamiętam jak długo używam Long 4 Lashes, czy jest to miesiąc, półtora czy dwa. Najważniejsze, że widzę efekty. Moje rzęsy stały się rzeczywiście dłuższe i to jest genialne. Mam jednak problem z gęstością, bo nie widzę w tej kwestii żadnej różnicy, ale być może muszę uzbroić się w cierpliwość, dlatego czekam na dalsze efekty. Co jest też fajne, to to, że produkt nie podrażnia moich delikatnych oczu.

4. KERASTASE ELIXIR ULTIME, OLEJEK PRZYWRACAJĄCY PIĘKNO WŁOSOM CIENKIM.
   Włosów cienkich to ja na pewno nie mam, jednak jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
To ostatni produkt z serii Kerastase, który posiadam w swojej kolekcji. W pielęgnacji olejkiem zapewne nie chodzi o dodanie objętości, bo nie zauważyłam u siebie jeszcze większej grzywy lwa, jest jednak coś co mi bardzo odpowiada. Od czasu stosowania olejku moje włosy zaczęły mniej wypadać. Stały się też dobrze odżywione i miękkie.


5. JIMMY CHOO, WODA TOALETOWA
   O perfumach był już osobny post, Jimmy Choo to mój najnowszy nabytek i otulam się jego zapachem w zasadzie codziennie. nie jest może mega trwały, ale uwielbiam ten zapach. Jeśli jesteście zainteresowane tym zapachem to zapraszam tutaj.


6. MAKE UP REVOLUTION/ ICONIC 3
   Paletka przypadła mi do gustu już przy pierwszy użyciu. Idealnie trafiła w moje wymagania, zarówno pod względem kolorów jak i  jakości. Jest to genialny produkt za rozsądną cenę. W zasadzie używam jej przy każdym codziennym makijażu i za każdym razem odkrywam coś nowego. Zdziwił mnie fakt, że niektóre cienie, z pozoru wydające się brązowe posiadają tony różowe i na powiece okazują się zupełnie inne niż w palecie. Być może Wy tego nie zobaczycie, ale ja mam lekki daltonizm (chociaż lekarze mówią, że to niemożliwe). Gdybyście jednak doszły do podobnego wniosku co ja, może Wam się to nie spodobać, ja jestem koniec końców zachwycona takim stanem rzeczy i element zaskoczenia pobudza mnie do większej twórczości.

7. ASTOR, PERFECT STAY 24H
   Zbyt dużo nie muszę mówić, bo mój wyraz zachwytu dotyczący tego podkładu możecie zobaczyć tutaj. Odstawiłam Wake Me Up, który był moim ulubieńcem wszech czasów, na rzecz tego podkładu, więc to chyba coś znaczy. Genialnie aksamitny, bardzo naturalnie wyglądający podkład. Na chwilę obecną nie ma sobie równych.

8. KOBO, HIGHLIGHTER POWDER
   Całkiem przyjemny rozświetlacz, nadający bardzo naturalny efekt. Dość dobrze się na nakłada i pozostaje na twarzy przez cały dzień. Używam w zasadzie codziennie, dlatego znalazł się na mojej liście ulubieńców.

9. MAYBELLINE, EYE STUDIO, LASTING DRAMA GEL LINER
   W końcu przeprosiłam się z eyeliner'ami. Bardzo długi czas nie gościły na mojej twarzy, ale nadszedł czas aby się przemóc i namalować tajemniczą kreskę. To zdecydowanie mój faworyt, wśród różnych opcji. Zrezygnowałam z linerów w pisaku i tych płynnych, na rzecz żelu. W moim przekonaniu jest najwygodniejszy do opanowania.


   Być może wśród moich ulubieńców znajdują się także Wasi. Napiszcie co kochacie i bez czego nie możecie się obyć. A może chciałybyście abym zamieściła pełną recenzję, któregoś z powyższych.
   Czekam na uwagi i wskazówki.

Pozdrawiam,
Monika :)

wtorek, 2 grudnia 2014

DENKO LISTOPADA

   Kolejne zużycia i kolejny post. Tym razem postanowiłam zmienić formułę o znany i lubiany motyw kolorów:
kupię ponownie,  
być może kupię ponownie,
nie wrócę do tego produktu. 
   W miniony miesiącu wśród produktów, które udało mi się zużyć standardowo przeważa pielęgnacja. Ale nie było by denka z prawdziwego zdarzenia gdyby nie chociaż jeden produkt z kolorówki. Więc jest!!!W czeluściach kilku pielęgnacyjnych kosmetyków swoje miejsce również znalazł rodzyneczek z rodziny kosmetyków kolorowych.

   GREEN PHARMACY, Żel pod prysznic, Olej Arganowy i Figi- Całkiem przyjemny żel pod prysznic, z serii tych mega wydajnych. Nie zauważyłam niestety, żeby jego właściwości nadawały mojej skórze jakikolwiek cudowny efekt. Dla mnie to po prostu produkt do mycia i tyle...Zapach dość specyficzny, nie każdy się z nim polubi, ale spośród wszystkich dostępnych żeli tej firmy na półce ten był najprzyjemniejszy. Być może kupię ponownie.



  LIRENE, Peeling do ciała, skóra sucha i szorstka - męczyłam się z tym peelingiem spokojnie pół roku. Oczekiwałam cudów ze względu na formułę gruboziarnistą, a tu klops. Grube ziarna owszem były, ale niestety w małej ilości. Zapach dość przyjemny, nie przeszkadzający mojemu nosowi. Nie wrócę do tego produktu.
   NIVEA, Żel do mycia twarzy, Cera normalna i mieszana - Kiedy dostałam ten produkt byłam dość sceptycznie nastawiona. Ale całkiem miło mnie zdziwił. Baaaardzo wydajny, używałam go od maja codziennie rano i wieczorem. Delikatny, przyjemny, pachnący typowo dla kosmetyków Nivea.
Dość dobrze oczyszczał. Być może kupię ponownie.


   GARNIER FRUCTIS, Color Resist , Color Sealer Conditioner - To chyba jedyna odżywka, która po zużyciu Kerastase mi odpowiada. Nie obciąża włosów, jest bardzo delikatna, włosy układają się całkiem fajnie. Pachnie typowo dla kosmetyków z serii Fructis, owocowo, przyjemnie. Jednak muszę zaznaczyć fakt, że nie jest to standardowa odżywka Fructis, ta jest w tubie i zdecydowanie różni się formułą od odżywki w typowym opakowaniu. O ile dobrze zrozumiałam ten kosmetyk dostępny jest jedynie w HEBE. Kupię ponownie.
 NIVEA, Diamond Gloss, Włosy suche, pozbawione blasku - Moje poszukiwania do momentu odnalezienia w/w odżywki za każdym razem kończyły się fiaskiem. W tym przypadku również miało to miejsce. Niestety obecność sylikonów moim włosom przestała sprzyjać, i już następnego dnia wyglądają na przetłuszczone, dlatego zużyłam odżywkę w ramach produktu ułatwiającego golenie nóg. Nie wrócę do tego produktu.


   BIELENDA, Ogórek i Limonka, Cera mieszana i tłusta - W przypadku mojej mieszanej cery krem sprawdza się genialnie, nie jestem jednak pewna czy posiadaczki cery tłustej były by z niego zadowolone. W moim odczuciu, krem świetnie matuje i całkiem nieźle nawilża. Bardzo lubię jego lekką konsystencję i cudownie świeży zapach. Jest delikatny, nie zapycha. Kupię ponownie.



   ESSENCE, LASH MANIA RELOADED - Mój ukochany tusz, którego zużyłam już kolejne opakowanie. Pełną recenzję możecie przeczytać TUTAJ. Kupię ponownie.



   Myślę, że moje zużycia w listopadzie są całkiem udane. Lubię tego typu posty, bo dają mi obraz tego co rzeczywiście się sprawdza, a co nie. Są też na swój sposób pewnego rodzaju oczyszczeniem i szansą na znalezienie kolejnych fajnych produktów.

A jak z Waszymi zużyciami w listopadzie?

Pozdrawiam,
Monika :)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Zwalczaj nieprzyjaciół... / TOŁPA Dermo Face Sebio - Punktowy Koncentrat Korygujący

   Z zamiarem napisania tego posta nosiłam się już bardzo długo. Oczywiście za każdym razem pojawiało się coś ciekawszego, co przykuwało w danym momencie moją uwagę i Punktowy koncentrat korygujący od TOŁPY odchodził na drugi plan. Zmobilizowałam się jednak po przeczytaniu posta Babski Kącik na temat innego produktu do zwalczania niedoskonałości.
   TOŁPA DERMO FACE SEBIO Punktowy Koncentrat Korygujący to produkt, który służy do miejscowej walki z niedoskonałościami skóry. Przyspiesza eliminację istniejących zmian i zapobiega powstawaniu nowych. Działa antybakteryjnie i ściągająco. Łagodzi zaczerwienienia i podrażnienia. Łagodzi zmiany i przyspiesza ich eliminację w ciągu 12 h od zastosowania, odnawia również naskórek.
Produkt ten poznałam zupełnie przypadkowo otrzymując gratisową próbkę dołączoną do matującego kremu nawilżającego tej firmy około rok temu. Na szczęście lub nieszczęście w tym czasie pojawiło się na mojej twarzy kilku "nieprzyjaciół", których chciałam szybko wyeliminować. Użyłam wieczorem, i jakież było moje zdziwienie gdy rano obudziłam się z prawie gładką buzią. Szybko więc pobiegłam po pełnowymiarowy produkt do drogerii aby mieć go "w razie czego" na swojej półce.


   10 ml produktu zamknięte jest w aluminiowej tubce zakończonej tzw. "dziubkiem". Według producenta aluminiowa tuba nie zasysa powietrza i bakterii i dzięki temu krem jest dłużej bezpieczny. A ja jestem w stanie nawet w to uwierzyć.
Co mnie dość mocno zdziwiło, to data przydatności koncentratu. Jest niebotycznie długa jak na Tołpę. Tak jak wcześniej wspominałam kupiłam go około rok temu, a termin ważności skończył się właśnie teraz, czyli w listopadzie 2014.
   Konsystencja jak na produkt punktowy jest dość ciekawa, bo koncentrat jest kremowy, łatwy do rozsmarowania. Barwa jak to w przypadku Tołpy mocno naturalna, z w lekkim szarawo- żółtawym odcieniu. Zapach koncentratu jest praktycznie niewyczuwalny.


   To co mnie urzekło w koncentracie, to w zasadzie natychmiastowe działanie. Nie oszukuję, wieczorem posmarowany nieprzyjaciel następnego dnia rano jest już praktycznie niewidoczny. W moim przypadku sprawdza się zarówno w usuwaniu drobnych niedoskonałości jak i wielkich bolących "gejzerów". Działa tak samo dobrze.
   Moja cera nie jest problematyczna, dość rzadko pojawiają się u mnie zmiany wymagające użycia tego produktu, jednak zawsze mam go pod ręką. I wiem, że możecie pomyśleć, że u Was może nie zadziałać, bo macie większe problemy. Ale ja będę się upierać podpierając się opinią mojej znajomej, która ma podobne zdanie co ja na temat koncentratu TOŁPY, a od zawsze zmaga się z dużym  trądzikiem.
   Cena produktu to 33 zł za wspomniane 10 ml. Wydawało by się dość dużo jak na tą ilość, jednak skuteczność działania jest warta swojej ceny.
   Sumując TOŁPA DERMO FACE SEBIO Punktowy Koncentrat Korygujący z pełną odpowiedzialnością mogę polecić każdej z Was, która chciałaby zwalczać niedoskonałości w szybki i trwały i bezbolesny sposób.
   Jedyne do czego mogę się przyczepić, to ilość produktu. W moim przypadku jest ona zbyt duża. Tak jak wcześniej wspominałam,koncentrat posiadam od około roku i termin przydatności właśnie się skończył,a w mojej tubce jest jeszcze ogrom produktu. Myślę, że fajnym rozwiązaniem byłoby zmniejszenie objętości i umieszczenie koncentratu w malutkich saszetkach, podobnych np. do Tribiotic'u.

   Ciekawa jestem czy Wy stosowałyście koncentrat Tołpy? Czy macie podobne zdanie do mojego i mojej koleżanki na jego temat, a może kompletnie się u Was nie sprawdził?

Pozdrawiam,
Monika :)