Z bazami pod cienie mam już pewne doświadczenie i o dziwo chyba najlepiej odpowiada mi ta z Avon. Po jej wykończeniu skusiłam się właśnie na PAESE, która jako pierwsza rzuciła mi się w oczy w mojej ulubionej osiedlowej drogeryjce. Niestety, przy pierwszym użyciu nie powaliła mnie na kolana, byłabym skłonna powiedzieć nawet, że wręcz przeciwnie. Ale do rzeczy...
Baza pod cienie do powiek PAESE zdaniem producenta "wygładza skórę powiek i ułatwia aplikację cieni. Przedłuża trwałość makijażu oraz intensyfikuje kolory nałożonych cieni do powiek. Baza Paese jest bardzo wydajna, wystarczy cieniutka warstewka produktu, aby uzyskać pożądany efekt."
Produkt zamknięty jest w prostym, plastikowym słoiczku w kolorze czarnym ozdobionym białym logo firmy. Nic w tym temacie nadzwyczajnego, proste, schludne opakowanie, nie wyróżnające się nadzwyczajną ekskluzywnością czy czymś w tym rodzaju.
Konsystencja bazy pozostawia niestety wiele do życzenia. Jest bardzo ciężka, toporna czasami mam wrażenie jakby była gumowata, przez co ciężko nakłada się na delikatną skórę powiek. Zapach bazy jest bardzo neutralny, wręcz nie wyczuwalny. W moim przekonaniu ogromnym plusem jest tutaj kolor - lekko różowy, doskonale wyrównujący koloryt skóry.
Tak jak już wcześniej wspomniałam aplikacja bazy jest bardzo ciężka. Po nałożeniu często pozostają grudki, które podczas nakładania cienia mogą dać nie do końca satysfakcjonujący efekt. Oczywiście można sobie pomóc rozgrzaniem produktu poprzez długotrwałe wiosłowanie paluszkiem w słoiczku, ale chyba nie do końca tutaj o to chodzi.W końcu baza ma nam pomóc w osiągnięciu pożądanego efektu a nie utrudnić.
Dużym plusem bazy Paese jest to, że potrafi utrzymać cienie w nienaruszonym stanie przez wiele godzin. Zdarza się, że nakładam makijaż już o 5:00 rano i dzięki tej bazie wieczorem, około godziny 22:00 mój cień trzyma się na powiece tak samo dobrze jak w chwili nałożenia.
Jak zachowują się cienie na PAESE? Producent nie pomylił się twierdząc, że baza przedłuża trwałość makijażu, o czym informowałam Was w poprzednim akapicie. A jak sprawa się ma w kwestii intensyfikacji koloru? No cóż, używałam baz, które podwajały a nawet potrajały intensywność cieni, ta zachowuje się nieco delikatniej. Baza w lekki sposób wydobywa głębię koloru cienia, podkreślając go ale nie przerysowując.
Cena produktu waha się pomiędzy 17zł a 20 zł, ja w mojej ryneczkowej drogerii zapłaciłam tą niższą sumę, na stronie producenta musimy dać aż 19 zł. Mówię "aż", bo jakoś ta cena nie przekonuje mnie w kwestii zakupienia produktu, który jest toporny i ciężki w użytku. Zapewniam Was, że gdyby nie mój spontan podczas zakupów, w życiu nie zdecydowałabym się na tą bazę. W przeważającej części lubię kosmetyki Paese i tylko tak mogę usprawiedliwić swój wybór.
Mam jednak co mam i nie zamierzam wyrzucać kosmetyku, który za 5ml kosztował tyle kasy. Postanowiłam więc działać. Oczywiście, tak jak wcześniej wspominałam początkowo radziłam sobie z bazą rozgrzewając ją przed użyciem między palcami. Fakt, przynosiło to efekt i nawet byłam zadowolona choć nie do końca szczęśliwa, że taki wysiłek muszę włożyć w zwykłą aplikację bazy.
Długo rozmyślałam czym by sobie tu pomóc. I EUREKA!!! Na pomoc przyszedł mi Duraline firmy Inglot.
Duraline Inglota to produkt przeznaczony w pierwotnym swoim zastosowaniu do aplikacji na mokro prasowanych i sypkich cieni do powiek. Wydobywa głębię koloru i przedłuża trwałość makijażu.
Może być stosowany również do pudrów prasowanych, pudrów sypkich, brązerów i róży.
Duraline to płyn zamknięty w przezroczystej butelce wyposażonej w pipetkę, która ułatwia wydobycie odpowiedniej ilości produktu.
Ma postać przezroczystego, lejącego, aksamitnego płynu, w dotyku lekko przypominającego sylikonową bazę pod podkład. Jednak w chwili roztarcia nie wyczuwa się charakterystycznego dla bazy filmu pozostającego na skórze. Produkt bardzo łatwo i szybko rozprowadza się, zarówno w większych jak i mniejszych ilościach. Mój alergiczny nos nie wyczuwa żadnego zapachu podczas aplikacji.
Duraline to produkt bardzo uniwersalny, poza przeznaczeniem wskazanym przez producenta, ma też inne zastosowania, o których nie będę dzisiaj mówić, bo nie o tym jest post.
Bardzo istotną funkcję pełni tutaj pipeta, która powoduje, że możemy nabrać taką ilość produktu jaka tylko nam się podoba, jest to bardzo wygodny sposób aplikacji, który diametralnie zmienia rzeczywistość makijażową :P
Trwałość płynu Inglota jest rewelacyjna, ponieważ pełni on funkcję wodoodporną. Makijaż z dodatkiem Duraline utrzymuje się przez cały dzień, nie rozmazując się, nie zmieniając intensywności koloru.
Cena takiego cacuszka to aktualnie 23 zł za 9 ml. Produkt jest bardzo wydajny, dlatego można pozwolić sobie na pewnego rodzaju eksperymenty z nim.
Przejdźmy jednak do rzeczy. Tak jak pisałam, Duraline towarzyszy wielu moim kosmetykom, wspomagając nierzadko ich aplikację. Używam go również w połączeniu z wcześniej wspomnianą bazą Paese.
Wiem, zapytacie mnie teraz po co płyn, który pełni rolę niejako bazy, łączę z bazą? Otóż odpowiedź jest bardzo prosta, aby nie zmarnować produktu, który w moim mniemaniu okazał się drogi. Dzięki Duraline baza Paese nabiera aksamitnej konsystencji łatwo rozprowadzającej się na powiece. Jest dużo bardziej przyjemna we współpracy.
Płyn Inglota dodaję bezpośrednio do słoiczka Paese,i nic złego z bazą się nie dzieje. Dzięki ogromnej wydajności Duraline, nie jest mi szkoda mieszać bazy z bazą, bo wiem, że mimo to będę mogła długo się nim cieszyć.
Jeśli mam być szczera, Inglot uratował mnie przed ciężkimi mękami podczas nakładania bazy na powieki i w pewien sposób dał Paese nowe życie. Przede mną jeszcze długie miesiące stosowania bazy Paese, ale perspektywa jej współpracy z Duraline napawa mnie optymizmem i nie dręczą mnie myśli pt. "Jak długo jeszcze?"
Jestem ciekawa jakich baz Wy używacie, co polecacie, a co odradzacie? Czy macie sprawdzone sposoby radzenia sobie z kosmetykami, które nie do końca Wam się sprawdziły?
Czekam w dalszym ciągu na Wasze komentarze, te dobre, jak i złe, które dadzą mi konstruktywny zarys tego co mogę zmienić a co zostawić...
Pozdrawiam gorąco.
Monika :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz